Od mojego ostatniego wpisu w tradycyjnym stylu minęło już sporo czasu, ale moja miłość do deckbuilderów nie odeszła. Pora więc wrzucić znów kilka zdań na temat ogranych DBC. Kolejność zupełnie przypadkowa (spisywałem gry ze statystyk grania na BGG).
Thunderstone Quest – o grze już co prawda było, ale bardziej w kontekście dwóch pierwszych edycji. Tymczasem Quest jest już z nami 2 lata, 4 kampanie na KS. A ja się w grze zakochałem. Tak jak kiedyś po ograniu Thunderstone Advance powiedziałem, że nigdy więcej to na nową edycję na KS nawet nie zerkałem. Do czasu, aż przypadkiem trafiłem na recenzję na YT. Obejrzałem, zapragnąłem, zakupiłem i oszalałem. Żona też uwielbia, mamy już prawie 40 rozgrywek za sobą. To nie jest ten tym deckbuildera gdzie w pełni jesteś w stanie kontrolować swoją talię. Wpadają CI czasem jakieś losowe karty do talii, wydarzenia z kart mogą CI usunąć losową albo konkretną kartę. Ale jest fajny klimat, jakoś mi się to spina tematycznie, a mechanizm schodzenia do lochów został rewelacyjnie naprawiony względem poprzednich edycji. Właśnie wsparłem na KS dwa kolejne dodatki.
Core Connection: Rise of the Atlantis – ok, przyznaję się – jestem łasy na wszystko co ma wielkie kroczące maszyny bojowe. A trzeba przyznać, że na naszym runku takich deckbuilderów brak – są w Japonii, bo tam jest na to rynek. Zresztą Core Connection to również japońska gra trochę poprawiona graficznie w wydaniu angielskim. Gra ma fajną mechanikę budowania swojego mecha. Zaczynamy z słabą maszyną, jako nieznany pilot. Do maszyny podłączamy karty z bronią, tarczami, akcesoriami które podnoszą nam statystyki, dają specjalne umiejętności. Trochę to przypomina mechanizm ze Start Trek DBC, ale tutaj raz podpięte akcesoria nie wracają do talii. Specyficznie rozwiązano kwestię waluty – każda karta zagrana rewersem daje jedną „walutę” więc 4 karty dają nam 4 zasoby. I co ciekawe nie wydajemy jej tylko mamy te zasoby na różne czynności, kupujemy kartę za 4 lub mniej, doczepiamy akcesorium, zagrywamy karty. W trakcie gry zyskamy także tożsamość i mecha z lepszymi statystykami. Podobnie jak w Star Trek czy Resident Evil walczymy z wrogami z talii i zdobywamy za to punkty. Powiem w prost – to nie jest świetna gra, ST wypada tu o wiele lepiej, ale w the grze są MECHY!
Cowboy Bebop: Space Serenade – najczęściej dość sceptycznie podchodzę do gier na licencji, tym bardziej na licencji lubianego IP. Cowboya więc trochę omijałem mało się nim interesując, ale udało mi się ostatnio zagrać. Czy wystarczy, że powiem, że po jednej grze od razu zamówiłem swoją kopię? Trzon DBC jest podobny do tego znanego z Ascension i wszystkich Realmsów. Cztery kolory kart, każdy kolor w czymś się tam specjalizuje, czasem jedne karty odpalają specjalne zdolności na innych – znamy to. Ale jest więcej – postaci są niesymetryczne i mają swoje umiejętności. Poruszamy się po lokacjach i tam próbujemy łapać zbirów (dla punktów), ale przy okazji będąc z innym graczem w lokacji możemy użyć jego specjalnej zdolności. Po pierwszej grze miałem wrażenie, że gra jest trochę za szybka, że skończyła się zanim się rozkręciłem, ale było na tyle fajnie, że chcę to mieć. Leci już do mnie z UK, mam nadzieję ogrywać więcej w przyszłym tygodniu.
Chronicles of Frost – szał na Mistfall mnie ominął (może i dobrze, choć podobno też ma deckbuilding) ale na Kroniki mrozu skusiłem się przy jakiejś fajnej promocji. No i było warto. To dość szybka gra oparta na samych kartach. Budujemy w trakcie gry mapę lokacji z kart, eksplorujemy, ubijamy potwory, każdy ma dwie kilkuczęściowe misje do wykonania. Podobnie jak w Tyrants of the Underdark, karty wyrzucone z talii dają na koniec więcej punktów. Czuć presję czasu i trochę rywalizacji, choć tak naprawdę za bardzo sobie nie przeszkadzamy. Przyjemny szybki tytuł i nawet fajnie wypada solo.
Subatomic: An Atom Building Game – deck builder od wydawnictwa genius Games które wydaje gry z naukowym sznytem. Zaczynamy grę z kilkoma kartami kwarków i fotonów. Za nie możemy zdobyć lepsze karty protonów, neutronów i elektronów. A wszystko sprowadza się do tego żeby tworzyć atomy, które będą nam punktować na koniec gry. Raczej lżejsza pozycja, ale samych kart jest dość mało rodzajów i jest wyścig do atomów. Przyjemna.
Tramways – dość ciężkie euro z mechaniką pick-up and deliver oraz budowaniem linii tramwajowych. Wszystkie akcie wykonujemy z kart, a w trakcie gry oczywiście budujemy talię, ale do niej nie zawsze trafią karty które chcielibyśmy mieć. Rusza zwojami mocno.
The Quest for El Dorado – u nas wydany jako Wyprawa do El Dorado. Kolejna lżejsza pozycja z budowaniem talii i modularną planszą, ale tym razem z wyścigiem. Gra ma pewien problem, bo w prostszych układach plansz tak naprawdę nie trzeba budować talii żeby dotrzeć w miarę szybko do mety i wygrać. Na szczęście na wyższych poziomach trudności już tak się nie da.
Undaunted: Normandy i
Undaunted: North Africa – mam obie, ale niestety pierwsza ograna raptem 3 razy, druga nie ograna jeszcze wcale. ciekawe podejście do walki na planszy sterowanej talią kart. Niesymetryczne misje dla różnych stron konfliktu, ciekawa mechanika. Niestety do walki dodano kości, więc jest element losowy, ale gra jest na tyle szybka, że przegrana przez złe rzuty szybko idzie w zapomnienie i można zagrać kolejną walkę. Uwaga, nie należy się zrażać pierwszą misją, która ma nas tylko nauczyć mechaniki.
Rocketmen – grałem tylko raz w prototyp. Gra chyba się jeszcze nie ukazała, była fundowana na KS. Nietypowy DBC Martina Wallesa, gdzie wykonujemy misje latów kosmicznych (graliśmy wariant uproszczony). Jest element push-your-luck podczas lotu, ale można go dość dobrze wyhelominować budując odpowiednią talię. Gra miała w sobie coś co mi się podobało, ale nie zaintrygowała mnie na tyle, żeby wesprzeć na KS (ale ja ogólnie unikam wspieraczek). Jak się pojawi w sklepach pewnie jeszcze o niej pomyślę.
The Taverns of Tiefenthal czyli Karczma pod pękatym kuflem – DBC + wolter placement kośćmi. Fajnie bo kości są draftiowane, wysyłamy workerów, zapraszamy gości. Gra ma wariant podstawowy i kilka modułów. W wariancie podstawowym jest dość prosta, ale dodanie wszystkich modułów robi z niej grę dla bardziej zaawansowanych graczy.
Może warto tu przy okazji podać grę wcześniejszą grę tego samego autora
The Quacks of Quedlinburg czyli Szarlatani z Pasikurowic. To właściwie nie deck builder, a dag builder. W grze ważymy eliksiry, z woreczka wyciągamy składniki i wrzucamy do garnka. Oczywiście kupujemy nowe lepsze składniki, które pomogą nam uważyć lepszy wywar, wrzucamy je do woreczka. Ale uwaga, jak nas poniesie to garnek wybuchnie. Przyjemna, lekka w zasadzie rodzinna gra z elementem push your Puck (za którym nie przepadam).
DC Comics Deck-Building Game – Gra ma już swoje lata, ale u nas przechodzi swój renesans dzięki wydaniu gry przez Egmont. Dość prosty DBC gdzie jest tylko jedna waluta – możemy za nią zarówno kupować karty jak i walczyć z wrogami. Grałem kilka razy, nie zapragnąłem posiadać w kolekcji. Ale za to nabyłem niedawno
Epic Spell Wars of the Battle Wizards: ANNIHILAGEDDON Deck-Building Game, który podobno robi wszystko to samo co DC Comics DBC tylko lepiej. Jeszcze nie grałem (naprawdę świeży zakup), ale znajomi polecali, a tym znajomym wierzę. Jakby się okazało, że jest inaczej to nie omieszkam coś na ten temat napisać
Deck Building: The Deck Building Game – żart w tytule i trochę w ogóle żart. Gra o budowaniu tarasów. Prosta, momentami wręcz prostacka. Próbowaliśmy znaleźć w niej głębię, ale na próżno. Raczej do sprawdzenia z samej ciekawości.
Fort – tytuł łączy w sobie coś z Glory to Rome, coś z Eminent Domain, trochę budowania talii. Do tego surowce i fajnie dopasowany temat. Akurat jestem fanem EmDo, GtR i DBC więc gra ma wszystko co lubię, choć ujęte w inny sposób, bo rozgrywka jest nieco inna. Zagrywamy kartę, robimy rzeczy, są takie które inni mogą zrobić w swojej turze, a są takie dostępne tylko dla nas. Na koniec tury musimy dobrać kartę z rynku lub podwórka innego gracza, ale po naszej turze nasze niezagrane karty trafią na nasze podwórze i inni będą mogli je nam podebrać. Zagrane dopiero 5 razy, ale na razie jest fajnie.
Paperback – połączenie scrabble i budowania talii. No może nie scrabble, ale tworzenia wyrazów z kart które mamy aktualnie na ręce. Oczywiście budujemy talię kupując więcej liter, które dodatkowo mają jakieś umiejętności. Specyficzny tytuł, który wielu chwali więc bardzo cieszyłem się na polską edycję. Normalnie wolę wydania angielskojęzyczne, jednak tu potrzebna jest polska żeby tworzyć polskie słowa, i mieć wszystkie polskie litery. Gra pod koniec potrafi nieźle prostować zwoje mózgowe i może się ciągnąć. Niby powinna być bardziej dostępna dla nowicjuszy, ale mam wrażenie, że jest dużo cięższa od wspomnianego scrabble.
Na koniec chciałbym wspomnieć o grach których jeszcze w rękach nie mam, ale…
APEX: Theropod – poluję na ten tytuł od długiego czasu, ale przez jego niedostępnosć ceny poszybowały ostro w górę i były mocno przesadzone. Oryginalny wydawca miał chyba jakieś problemy z grą, ale po latach znalazła się dobra dusza która przejęła tytuł i postanowiła wydać edycję kolekcjonerską ze wszystkimi dodatkami (oczywiście KS). Gra powinna dotrzeć jeszcze w tym roku (choć psychicznie nastawiam się na początek 2021.
W grze wcielamy się w jakiś gatunek dinozaurów które polują na inne dinozaury (życie). Każdy gracz ma swoją talię z której zdobywa nowe karty, wspólne są tylko karty na które polujemy. Z tego co pamiętam jest 11 gatunków do wyboru, fajnie chodzi solo. Chyba dawno nie czekalem tak na grę
Terrors of London – ciężko dostępny po angielsku tytuł – udało mi się ostatnio zdobyć z UK podstawkę z oboma dodatkami. Niby nic nowego, bo mechaniki znane z SR/HR, ale do tego trochę łączenia postaci w łańcuchy (coś podobnego do Nighfall). Typowo pojedynkowy deckbuilder gdzie walczymy z drugim graczem, postaci są niesymetryczne i mają swoje zdolności. Do tego wiktoriańska Anglia i fajna oprawa graficzna. Muszę sprawdzić, powinna być niedługo. A ci którym nie przeszkadzają polskie wersje mogą nabyć wersję od Portalu, która chyba też będzie jakoś niedługo. Na pewno jeszcze w tym roku.